Rozdział :14 " Chłopak? "

 


Rozdział 14.
" Chłopak? "



    Cała ta sytuacja mnie trochę przytłaczała. Nie wiedziałam gdzie się znajduje, nie wiem gdzie są te dwa cholrne dranie... I sam fakt, że przygarnął mnie jakiś facet... Arash. Z jednej strony byłam mu bardzo wdzięczna za ratunek, ale z drugiej strony czułam się źle że chcę go wykorzystać do znalezienia portalu.
Od momentu poznania swoich imion Arash krzątał się po kuchni, przygotowywał śniadanie. Zadowolony z siebie, tryskający dumą zaczął robić jajecznice. Pierwszy raz widziałam żeby ktoś się tak cieszył, że robi śniadanie... Przyznam że ten widok był ciekawy. Zaczęło mnie to zastanawiać jakim cudem ktoś tak skrzywdzony, któremu odebrano rodzinę, pracę, przyjaciół może z takim uśmiechem tworzyć jajecznice. Wtedy myślałam, że to jakiś absurd. 
- Jesteś głodna? Mam nadzieję, że lubisz jajecznice.
Ze spokojnym uśmiechem na twarzy nakładał jajka na talerze, i powoli odwracając się stawiał je na stole. Nie oczekując mojej odpowiedzi.
- Włala! Zapraszam do stołu.
Zaprosił mnie ciepłym głosem do zjedzenia jajecznicy. Powoli wygrzebałam się z ciepłego łóżka, zauważyłam że miałam bose stopy, widocznie musiał mi ściągnąć buty i skarpetki.
Musiał zauważyć, że zaczęło mnie to zastanawiać, bo po chwili usłyszałam odpowiedź na to gdzie są moje buty.
- Nie martw się o buty, zdjąłem je z ciebie stoją obok drzwi, a skarpetki ci przeprałem więc się suszą.
I miło na koniec, lekko zawstydzony się uśmiechnął i odsunął mi krzesło przy stole. Zdezorientowana wstałam i podeszłam do stołu, usiadłam na przygotowanym dla mnie miejscu i zasmakowałam śniadania. Arash usiadł na przeciwko mnie, zadowolony z siebie wcinał naprawdę przepyszną jajecznicę. Konsumpcję przerwał mu piszczący czajnik z wrzątkiem na herbatę, wstał od stołu i zalał dwie szklanki. Jedną z nich postawił obok mnie. Stwierdziłam, że to będzie najlepszy moment by podziękować za ratunek i posiłek, dlatego po łyku gorącej herbaty spojrzałam  na chłopaka.
- Jestem tobie bardzo wdzięczna za ratunek i za naprawdę pyszne śniadanie.
Arash zdezorientowany w trakcie przeżuwania jajecznicy ze zdziwieniem spojrzał się na mnie, powoli przełknął.
- Coś, się stało...?    
- ...
- W sęsie, nie wyglądasz najlepiej...
Gdy tak zaczął mi się przyglądać, coś mnie tknęło. Zrobiło mi się momentalnie smutno, zrozumiałam, że źle zrobiłam. Mało co nie zginęłam, uciekłam od ludzi którzy chcieli dla mnie dobrze. Przecież nie robili mi żadnej krzywdy. Dotarło do mnie jaka byłam samolubna i myślałam tylko o sobie. Łzy same zaczęły płynąć mi po policzkach.
- Hej, hej ej jej ... Spokojnie, przepraszam... Powiedziałem coś nie tak ?! Coś cię boli?!
Arash zaczął panikować nie wiedział co się dzieje, nie dziwię mu się, sama bym tak zareagowała. Ale ja nie mogłam przestać płakać.
***   

  Kotaru przemieniony w ogromnego, puszystego wilka gnał w stronę lasu. Kierował się węchem, by znaleźć jakikolwiek mój trop. W pewnym momencie dobiegł do miejsca gdzie napadł mnie demon, wystraszony przemienił się w człowieka. Zaczął panicznie się rozglądać przeszukując każdy krzak, czy nigdzie mnie tam nie ma.
- Cholera! Koneko, gdzie ty polazłaś...
Złapał się za głowę, będąc całkiem roztrzęsionym. W jednej chwili z za zakrętu ścieżki wyszedł Pixies, w formie wilka. Stali jak wryci, patrzyli na siebie bez ruchu.
- P...p...Pixies !
Kotaru trzęsącym się głosem zawołał kuzyna. Ten zaś zdezorientowany przemienił się.
- Kotaru ? Co tu się dzieje... ? Czemu tu tak wali....
- Eh ?! Nie wiem o czym mówisz, ale nie o to tu teraz chodzi. Mamy przewalone i to bardzo!
- E ?! Czekaj co ? O co chodzi? I czemu w ogóle  wyglądasz jak pięciolatek który zeszczał się w gacie ?
- Koneko uciekła, myśleliśmy że cię śledziła. Ale skoro nie ma jej z tobą to.... Ten zapach.... Ona może już nie.... 
Kotaru nie zdążył dokończyć zdania, bo Pixies podszedł do niego energicznym krokiem i zdzielił krewnego.
- Co się mażesz jak jakaś baba !!? Kim ty do cholery jesteś ha ?!! Z jakiego rodu jesteś ?! Co ty sobie myślisz, że od tak można sobie tu człowieka zgubić ?!
Pixies wyglądał jakby dostał wścieklizny, ale zarazem wyglądał na strasznie nakręconego. Jego twarz ze z wiecznie zmęczonej   przybrała kompletnie inny wyraz. Kotaru zaś nie wiedział jak ma na to zareagować.
- Z resztą ty naprawdę, jesteś jakiś chyba nie rozwinięty skoro nie czujesz czwartej osoby.... Walone wampiry wlazły na nie swój teren... Same wywołały wojnę...
Na twarzy Pixiesa malował się ogromny uśmiech.

***

Kiedy w końcu emocje puściły, przepraszałam Arasha i wytłumaczyłam mu na spokojnie co mi się stało i dlaczego tak zareagowałam.
- Okej, zrozumiałem... Czyli twoi rodzice zginęli, ale zanim to się stało podpisali pakt z tymi potworami.... I ten twój "chłopak" jak cię nie znajdzie to prawdopodobnie będzie wygnany z królestwa ta.... ?
- No dokładnie.
Znowu poczułam jak oczy robią mi się mokre, Arash w gotowości miał przy sobie chusteczkę, od razu mi ją podał. Poczułam się winna, bo zdawałam sobie sprawę z tego ile trudu zadał sobie Kitsune by mnie tu sprowadzić i jak ważne to dla niego było, pomimo że nigdy tego nie okazywał.
- Nie chcę ci nic narzucać, ale wiesz ... Ja jestem w trochę innej sytuacji. Ja miałem rodzinę, młodszą siostrę...pracę.... Dzień przed urodzinami siostry zniknąłem ...heh..pewnie mnie teraz nienawidzi.
Ale chodzi mi o to, że już się przyzwyczaiłem. Żyć tutaj, może to nie jest takie samo życie ale daje radę. Na twoim miejscu nie szukał bym portalu do naszego świata...został bym tutaj. Nie obraź się ale ty nie masz do kogo wracać. Tu przynajmniej ktoś cię potrzebuje. Mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodzi...
Arash, wstał od stołu i zebrał naczynia po śniadaniu, wstawił je do zlewu i ponownie się odwrócił w moją stronę.
- Zostawię cię na chwilę samą, możesz wziąć prysznic. Ręczniki są w szafce na dole, na koszu zostawiłem ci ubrania na przebranie. Będę za około godzinę.
I wyszedł, zostawił mnie samą z myślami. Po chwili spędzonej sam na sam odeszłam od stołu i udałam się do łazienki. Gdy tyko otworzyłam drzwi ujrzałam ogromne lustro na przeciwnej ścianie. W tej samej chwili zrobiłam się cała czerwona gdy tylko dotarło do mnie jak ja wyglądam. Włosy, każdy z nich był wywinięty w inną stronę. Twarz, cała czerwona, spuchnięta od płaczu... Prawie nie było widać moich oczu. Ubrania potargane i pogięte. Wyglądałam jak jakiś bezdomny. Nie dziwię się teraz, że Arash się tak we mnie wpatrywał, pewnie szukał we mnie człowieka. Zażenowana swoim wyglądem, szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Wypucowałam się cała, od stóp do głowy. Ubrałam przygotowane dla mnie ubrania, był to czerwony za duży bezrękawnik z kapturem i dużo za duże czarne dresy, na szczęście miały sznurek który mocno zawiązałam w taili. Zanim opuściłam łazienkę uchyliłam zaparowane okno, po czym wyszłam i poczułam przyjemne orzeźwienie. Arasha jeszcze nie było, gdy spojrzałam na ogromny drewniany zegar zauważyłam, że minęło dopiero 20 min. Nie wiedząc co mam z sobą zrobić, jak wykorzystać jeszcze 40 min., postanowiłam pościelić łóżko. Gdy już to zrobiłam, usiadłam na nim i z krzesła które znajdowało się obok zgarnęłam moje przeprane skarpetki, które wciągnęłam na bose stopy, pochyliłam się po moje buty, które również ubrałam. Postanowiłam wtedy wyjść z domku. Nie zamierzałam uciekać, chciałam po prostu rozejrzeć się po okolicy. Tak jak pomyślałam tak zrobiłam, wyszłam. Na zewnątrz było około z dziesięć podobnych domków, każdy w innym kolorze, wszystkie łączyła piękna kamienna dróżka. Pomiędzy każdym domem rosło drzewo, czułam się jakbym weszła do jakiejś książki z dzieciństwa i widziała wyimaginowany świat przez jakiegoś pisarza z bujną wyobraźnią.
Stałam tak przed wejściem od domu Arasha i nie umiałam postawić kroku dalej. W pewnym momencie, drzwi od domku z na przeciwka zaskrzypiały, i wynurzyła się z niego starsza pani, miała na sobie długą granatową spódnice aż do ziemi, białą koszulkę i czerwoną chustę na głowie. Z początku nie zwróciła na mnie uwagi. Jednak gdy zeszła ze ścieżki prowadzącej do jej domu na główną, powoli stanęła obok ścieżki do domu Arasha i spojrzała na mnie.
- O w maliny!! Arash !! Ha, ha, ha!
Babuszka zaczęła się śmiać wniebogłosy.
- Znowu się natknąłeś na tą starą wiedźmę. Biedaku.... I co teraz zrobisz, nie będzie taka miła by cię znów przywrócić do bycia chłopcem, ehhh.
Babcia podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę, byłam zdezorientowana i nie wiedziałam jak mam się odezwać.
- Spokojnie, nie ma co się opierać, ani bać. Wszyscy to zrozumieją, miejmy tylko nadzieję, że nadal będziesz mógł pracować z innymi w lesie. Heh chłopcze, ale ci się znowu porobiło...
Starsza pani wyglądała na trochę zmartwioną prowadząc mnie do małej osady na końcu drogi, znajdowały się tam małe sklepiki i studnia przy której siedziało kilka osób, które podbiegły do nas.
- O ja cie ! Arash?! To naprawdę ty?
- Przecież chwilę co poszedłeś do lasu.. ale beka.
-Ty to masz pecha..
Wpatrywali się we mnie jak w jakiś obrazek.
- Tak właściwie Babuniu Ami, po co go przyprowadziłaś skoro jest w taki stanie? Chociaż nie powiem, bo tym razem jest chyba jakiś ładniejszy... Co nie?
Jak już chciałam się odezwać z lasu wybiegło czterech chłopaków, a jednym z nich był Arash.
- WILKI !! Szybko chować się! Jak najszybciej !
Zaczęli krzyczeć i szybko wszyscy zaczęli uciekać w kierunku domów. Babunia mocno złapała mnie za rękę i tyle ile sił w nogach miała zaczęła biec, po chwil Arash nas dogonił i wziął babcię na plecy, a mnie złapał jeszcze mocniej za rękę i uciekliśmy do domu.
- Ehhh... Chyba wszyscy zdążyli się schować.
Arash cały zasapany, poszedł szybko do pokoju na przeciw łazienki i wrócił z jakimiś małymi kartkami, które wyglądały jak pieczęci. Szybko je ponaklejał na drzwiach i coś po mamrotał. Potem odwrócił się do mnie i do babci.
- Babuniu, nic ci się nie stało ? Na razie zostaniesz z nami.
Babcia w szoku i amoku patrzyła na Arasha.
- Arash ?! To ty?
- A kto inny ?
Arash uśmiechnął się do babci.
- No to w tedy... Kto to?
Wskazała palcem na mnie. Arash podniósł wzrok na mnie i się zarumienił.
- Ko...Koneko- san...?
Nie zdziwiłam się gdy tak zareagował, w końcu wyglądałam jak człowiek. Dlatego gdy tylko odzyskałam spokojny oddech po tej przebieżce, podnosząc głowę do góry uśmiechnęłam się.
- A kto inny ?
Chłopak stał wyprostowany, zakrywając ręką swoje rumieńce na twarzy. Po czym podeszła do niego babunia i szturchnęła go łokciem w bok, on odruchowo się na nią spojrzał, a ta wskazując na mnie palcem ...
- To jest twoja dziewczyna...? Ta co wczoraj wieczorem o niej gadałeś ?
Po tych słowach babci oboje staliśmy zawstydzeni patrząc się w jej stronę. Tę niezręczną chwilę przerwał krzyk.
- CHOLERNE WYRZUTKI ODDAWAĆ KONEKO !!!
Wszyscy spojrzeliśmy na drzwi, skąd odgłos wołania wydawał się najgłośniejszy. Po chwili usłyszeliśmy dudnienia do wszystkich drzwi, to była tylko chwila do momentu gdy zapukają również do naszych. Babcia odruchowo cofnęła się w moją stronę chowając mnie za swoimi plecami.

***    

- Pixies jesteś pewien, że ona tu jest w ogóle jej nie czuje...
Pixies stanął na wprost ścieżki prowadzącej do chatek i przemienił się w człowieka. Kotaru podszedł do niego i zrobił to samo.
- Pewien nie jestem, ale ona na 100% tu była, a skoro tu była to na pewno ktoś ją widział.
Pixies ruszył w kierunku pierwszego domku i z ciągnął z linki  gdzie suszyło się pranie, dwie pary dresów z czego jedną z nich rzucił Kotaru.
- Ubierz się, nikt nam nawet nie otworzy jak będziemy paradować na golasa.
Kotaru posłusznie zaczął się ubierać gdy Pixies już zaczął pukać do pierwszych drzwi. Po dłuższej chwili gdy doszli do przedostatniego domku Pixies przybrał swój przeciętny wyraz twarzy.
- Mamy ją.
Kotaru ze zdziwieniem spojrzał na kuzyna.
-Ale, że co ? Koneko tu jest?
Kotaru zaczął wąchać z całych sił, aż się zapowietrzył.
- W ogóle jej nie czuje.... Ty jakim cudem wiesz że ona tam jest ?
Pixies z pogardą spojrzał na Kotaru.
- Rozumiem, że na prawdę jesteś jakiś nie do rozwinięty... Dobrze że cię nie wypuszczają. To że ona zmieniła zapach nie oznacza, że jej nie wywącham.... zapomniała wyprać kilu rzeczy.
Kotaru zniesmaczony spojrzał na Pixiesa.
- Jesteś obrzydliwy... Ktoś ci to już mówił?

*** 

W końcu zapukali do naszych drzwi. Poczułam się znowu źle, że przysparzam wszystkim tyle problemów, łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Dalej otwierać nie chce mi się czekać! Wiemy, że ona tam jest!
Słysząc głos Pixiesa nie wiedziałam co ma zrobić, ale nie spodziewałam się, że Arash otworzy im drzwi. Gdy tylko to zrobił
w drzwiach ukazał się Pixies z twarzą zmęczonego człowieka, ubrany tylko w szare dresy.
- Czego od nas chcecie?!
Arash stanął oko w oko z dużo wyższym od siebie Pixiesem.
- Haa....? Widzę, że jesteś przygotowany dość dobrze na przybycie, osób nie swojego gatunku...
Pixies zaśmiał się pod nosem.
- A teraz tak, pani starsza się przesunie i młoda idzie z nami.
Stałam cała roztrzęsiona tą sytuacją.
- Nie wiem o co ci chodzi, to jest moja dziewczyna, a nie jakaś Koneko.
 W tym momencie Pixies przybrał minę " że co?? ", a ja zawstydzona delikatnie wychyliła zza babci, by zobaczyć ich reakcję.
- Że co ty .... mały... gno...!
Zza Pixiesa wyskoczył Kotaru z mordem w oczach, gdy już miał przekroczyć próg od domu Pixies go powstrzymał.
- Co ty robisz?! Trzeba mu przywalić, on chyba nie wie z kim ma do czynienia !!
- A ty nie wież z czym, masz do czynienia. I nawet nie dostrzegasz tak słabej bariery, która jest w stanie cię poparzyć.
- Kotaru?!
Gdy tylko zobaczyłam Kotaru zaczęłam płakać, podbiegłam do Arasha i upadłam na kolana i się rozpłakałam przepraszając go, że sprawiłam mu tyle kłopotów. Wszyscy trzej się na mnie patrzyli i nie dowierzali co się dzieję, po chwili poczułam dłoń na moich plecach. To była babuszka usiadła obok mnie i mnie pocieszała.
- Kochana, nie wiem z kąt cię tu przywiało, ale naprawdę musiałaś źle się z tym czuć, że uciekłaś od tak przystojnego chłopaka. Ale nie martw się wina widocznie leży po obu stronach.
Po tych słowach wszyscy zamarli. A Arash wskazał palcem na Kotaru.
- To jest ten twój chłopak.....   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział : 3 " Mroczna Historia "

Rozdział : 1. "Demon"

Rozdział : 15 " Powrót "